Geoblog.pl    Edrian    Podróże    Africa 2010    Tetuan
Zwiń mapę
2010
28
cze

Tetuan

 
Maroko
Maroko, Tetuán
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2664 km
 
Tetuan
Planuję zostać tu 2 dni, po części po to aby się ogarnąć po tej europejskiej włóczędze, po części aby przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Czytałem kiedyś, że podczas pierwszego przyjazdu do Maroka lub na Bliski Wschód można doznać szoku kulturowego. Ten hałas, zapachy, krzyki; Włosi to przy nich ciche panienki; mi jednak coś takiego się nie zdarzyło. Pewnie dlatego, że Tetuan nie jest jednak dużym miastem, inaczej mogłoby być w Fezie lub Marakeszu. Szybko rozpakowałem się, posegregowałem, to tu, to tu, to do prania, telefon do ładowania. I w końcu zbawienie, chłodny prysznic, God bless bieżącą wodę. Pierwsze wyjście na miasto, wcześniej pobieram instrukcje od chłopaków z recepcji na temat lokalizacji bankomatu, medyny i kafejki internetowej. Kurs z prowizją i tak jest lepszy niż myślałem, 0,38zł za 1Dh. Na początek tysiak wystarczy. Po pięciu minutach mam ogon, prawie dwumetrowy Marokańczyk chce „pogadać’. Standardowy początek, „espaniol, francaise? Aa, english, where do you come from my friend?”. Nie będąc z tego dumnym daję wciągnąć się w rozmowę, ale gość wydaje się bardzo sympatyczny i nieszkodliwy. Na dobrą sprawę jest to niezły wstępniak na temat układu miasta marokańskiego, różnych ciekawostek, obyczajów o których nie miałbym pojęcia gdyby nie mój przewodnik, oczywiście im głębiej w plątaninie uliczek i zaułków które robią fantastyczne wrażenie na turystach tym bliżej moment gdy zaczynamy odwiedzać „znajomych” mojego przewodnika. Oczywiście na pierwszy ogień idzie szkoła rękodzielnicza, przeróżne ozdoby ze szkła, gliny i metalu; słynne dywany, kobierce. Tu sprawdza się zasobność portfela potencjalnego kupca, wcześniej właściciel wyprowadza mnie na dach z którego roztacza się kapitalny widok na medynę i dalszą część miasta. Po powrocie na dół pomocnik zaczyna rozkładać dywany, zaczynając od tych największych, szybko kończę pokaz mówiąc, że ma wystarczająco duży plecak a przede mną długa droga i nie ma mowy abym coś kupił. Wydają się wyraźnie zawiedzeni ale bez problemów opuszczam budynek, choć słyszałem mniej optymistyczne historie. No nic, w związku z moją opornością mój przewodnik zmienia target i idziemy do sklepu z przyprawami. Wcześniej po drodze w niesamowitej plątaninie zahaczamy o kadzie gdzie preparuje się wołowe i kozie skóry, cmentarze, te współczesne i te bardzo historyczne sięgające czasów gdy miała tu swój spory wkład społeczność żydowska. Docieramy do sklepu, tu pan sprzedawca ma spory kramik z różnymi słoiczkami, buteleczkami, woreczkami, wszystko wypełnione różnymi specyfikami. Pan opowiada o wszystkim niezłą angielszczyzną, zna nawet kilka słów po polsku. Wszystko fajnie do momentu gdy coś mnie nie zaciekawia i zadaję pytanie. W tym momencie oczy mu się rozbiegły i zaczęły szukać w głębi pomieszczenia pomocy mojego przewodnika. Aha, wyklepana na blachę formułka, no nic to, w sumie tak jaku nas, podstawowe informacje, tak jak na etykietce. Ten szybko reaguje i wyjaśnia mi pochodzenie „magicznego” olejku z argantu czy czegoś takiego. ‘Pochodzi z głębi pustyni i jest dobry na wszystko” . Jako pokaz dostaję masaż ramion i karku z wykorzystaniem tego olejku. Po tygodniu targania plecaka przez pół Europy należy mi się. Wrażenie fajne, tego mi było trzeba. Okazuje się, że nie ma nic za darmo, masażysta też musi dostać swoją dolę, symboliczną ale jednak. Biorę jeszcze trochę zielonej herbatki i kończę na dziś, bo już mnie zaczyna lekko irytować ten system zwłaszcza, że nigdzie nie ma cen. Idę jeszcze na typowe miasto, po drodze szklanka zimnego, świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy, pycha. Coś do przegryzienia, parę owoców na kolację i wracam do hotelu. Wieczorem mijając kawiarnie; których są tu dziesiątki w obrębie kilku ulic; obserwuję Marokańczyków delektujących się zieloną herbatą z miętą, wszyscy wpatrzeni w plazmy na ścianie. Dziś gra Hiszpania której bardzo kibicują. Jeszcze tylko sesja w kafejce internetowej, nagle wrzask dobiegający z ulicy, no tak, Hiszpania strzeliła gola.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Edrian
Adrian Zając
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 88 wpisów88 1 komentarz1 280 zdjęć280 12 plików multimedialnych12
 
Moje podróżewięcej
21.06.2010 - 25.08.2010
 
 
01.05.2009 - 18.05.2009
 
 
15.09.2007 - 27.09.2007