Nie wiem czemu ale jakoś nie mam ochoty zostać tutaj, może pespektywa spędzenia tu 2-3 dni na chodzeniu po starym mieście działa jakoś zniechęcająco. Po dwóch ostatnich miastach mam dosyć, jeszcze brakuje, żebym biegał od atrakcji do atrakcji z przewodnikiem i mapą w ręku aby przypadkiem jakiejś atrakcji nie przepuścić. Oczywiście wykonując obowiązkową serię fotek. Już dojeżdżając do miasta mam takie nastawienie, więc plan przychodzi mi do głowy dość szybko. Zajeżdżamy po 22 więc trzeba się gdzieś pobieżnie przekimać, z dworca przez część medyny dochodzę na trasę która łączy dwie części miasta. Tu nie ma w ogóle pieszych a auta o tej godzinie przejeżdżają sporadycznie. Murek wydaje się dobrym miejscem, noc jest ciepła więc szybko zasypiam. Rano wstaję bardzo wcześnie, przechodzę przez jedną z imponujących bram starego miasta, a następnie przez senne jeszcze o tej godzinie uliczki medyny. Tylko kilku mieszkańców snuje się po uliczkach, zero turystów. Jak tu spokojnie, gdybym Was tu przywiózł i powiedział, że to Marakesz, Casblanka, lub Tanger to jeszcze byście mi przytakiwali. Zresztą jeszcze kiedyś tu będę więc poświęcę temu miastu więcej uwagi. Widząc to samo co w innych miastach bez żalu kieruję się w stronę dworca i kupuję bilet na pierwszy autobus do Rabatu, bo tam czeka na mnie konkretne zadanie. Przed odjazdem śniadanko, jakieś słodkie bułeczki i …jeszcze słodsza miętowa herbatka. Od tej pory zapach świeżej mięty kojarzyć mi się będzie tylko z jednym.